Jak to powszechnie wiadomo kontrolerzy biletów komunikacji miejskiej zwani są kanarami. Nie wiem dokładnie dlaczego, aczkolwiek miałam ostatnio z nimi nie przyjemne spotkanie.
Pojechałam do Krakowa na wakacje i wsiadam sobie do tramwaju. Nie mam pojęcia jak tu się poruszać po mieście ale popytałam i wyjaśnili mi że w 20 min spokojnie dojadę tam gdzie trzeba. Więc kupiłam bilet 20 min i jadę. Wysiadając, w drzwiach zatrzymał mnie kanar, ok, zdarza się. Szukam biletu po całej torebce i przetrzepuję portfel. Nareszcie! Jest, znaleziony! Podaję kontrolerowi, a on każe wysiadać. Całkowicie zdezorientowana wychodzę nie mając pojęcia o co chodzi. Okazało się, że jechałam 22 min, a nie 20 min, więc ładnie wszystko wyjaśniłam, że nie jestem z Krakowa, że były utrudnienia na drodze, a kontrola swoją drogą też chwilę zajęła (przez szukanie biletu). Niestety zimne i twarde serce kanara nie ugięło się nawet przed tym, że najprościej nie mam pieniędzy, żeby zapłacić mandat. Więc za 2 min jazdy należy się 120 zł, ewentualnie 240 zł jeżeli nie zdążyłabym zapłacić w ciągu tygodnia.
Nie wiem jak wy to oceniacie, ale moim zdaniem zostałam niesłusznie ukarana. 2 min opóźnienia tramwaju nie były moją winą! Nie rozumiem jak można potraktować to tak samo jako jazda na gapę, trzeba nie mieć serca. :< Moje zakupy są odwołane, a pieniądze trzeba jakoś uzbierać. Oczywiście, jeżeli moje odwołanie nie zaważy nic w tej sprawie.
~L.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Sugestie?